Źródło: Matthew Sweeney, “The Evolution of Ashtanga Yoga” (również tutaj).
Ashtanga Yoga to cudowna praktyka dla ciała i umysłu. Jest rozwojowa – zmienia się i wzrasta, by dopasować do potrzeb osób w każdym wieku i o różnych możliwościach. Przynajmniej taki jest jej potencjał. Owa zmienna natura może być trudna do pogodzenia z tradycją.
Ważne jest zrozumienie niektórych zasad przy pracy. W pewnym momencie procesu uczenia się, uczniowie będą mieli trudności, fizyczne lub innego rodzaju, i albo będą potrzebować zachęty, by iść naprzód, by skupić się nad standardową techniką, albo będą potrzebować alternatywy dla ułatwienia zajścia odpowiedniej zmiany.
Ten zasadniczy wybór jest prawdziwy dla każdej praktyki, czy to będzie asana, medytacja, czy coś innego. Trzymasz się techniki, tradycji, normy, czy zmieniasz je? W którym punkcie modyfikacja jest właściwa? Moje przemyślenia na ten temat są proste – to nie jest kwestia tego, czy zmieniasz tradycję (dowolną), ale kiedy. Z punktu widzenia ludzkiej ewolucji i holistycznego rozwoju, prędzej czy później każda technika, czy tradycja, do której przynależysz, staje się ograniczająca i umniejsza twój pełny potencjał. Ogarnięcie prawdziwie duchowej perspektywy wymaga wyjścia poza pojedynczą metodę czy jednowymiarowe spojrzenie – choć może to zająć całe lata zanim opanujesz metodę lub tradycję, albo dowiesz się wystarczająco dużo, by ją porzucić. Problem istnieje zarówno wtedy, gdy odrzuca się tradycję lub technikę arbitralnie lub zbyt wcześnie, jak i wtedy, gdy zbyt długo się jej trzyma.
Jedna rzeczą, którą zaobserwowałem, jest to, że różni praktykujący mają różne podejście do tego, czym jest tradycja jogi Ashtanga, w zależności od tego, kiedy się uczyli. Większość nauczycieli, którzy uczyli się w latach ’60, ’70 i ’80 nie nauczają tak ściśle jak ci, którzy uczyli się w latach 90-tych i później. Tradycja uległa zmianie, sekwencje uległy zmianie i styl nauczania się zmienił. Istnieją zarówno dobre i jak i niezbyt dobre konsekwencje tego. Na przykład, dla wielu praktykujących korzystniejsze jest wykonywanie mniejszej liczby skoków-przejść niż się uczy obecnie, korzystne są modyfikacje fragmentów sekwencji oraz zmiany intensywności praktyki z dnia na dzień. Do każdego z nas należy wybadanie, jakie są zalety, a jakie wady przestrzegania tradycji.
To po prostu kwestia czasu – kiedy należy wprowadzić tradycję, np. Drugą Serię, a kiedy od niej odbiec przy pomocy alternatywy takiej jak Vinyasa Krama, Yin Yoga lub medytacja. Zazwyczaj nie wprowadzałbym alternatywy w ciągu pierwszych około 6 miesięcy uczenia się Asztangi, a często nawet dłużej. Po początkowej fazie uczenia się ważne jest, aby wziąć pod uwagę raczej potrzeby ucznia niż ślepo podążać za tradycją. Należy rozważyć, czy standardowa Ashtanga jest właściwa (a często może nie być), a następnie zauważyć, czy Twoje nauczanie alternatywy nie wynika z lęku, sztywnych reguł albo braku zdolności.
Ciekawi mnie, że jestem jednym z niewielu tradycyjnych nauczycieli Asztangi aktywnie zajmujących się różnymi sekwencjami. Zachęcam wielu studentów do wykonywania ich bez porzucania standardowej Asztangi. Używam sekwencji alternatywnych raczej do wspomagania i wzbogacania praktyki niż do całkowitego zastępowania jej. Chodzi przede wszystkim o to, co jest właściwe i praktyczne, a nie o ślepą wiarę, dogmaty lub wykonywanie przypadkowych zestawów ćwiczeń, bo na takie mamy ochotę – choć szczerze mówiąc, czasami to drugie może być naprawdę przydatne. Alternatywne sekwencje mogą wzmocnić metodę Asztangi bez zmieniania jej lub zagrażania jej formie i funkcji.
Ważne jest zaakceptowanie, że metody nauczania różnią się w zależności od osoby – uczymy we własnym niepowtarzalnym stylu, z różnym rozumieniem na temat tego, co jest właściwe. Dlaczego sekwencje Asztangi są traktowane jak święta krowa? Ta praktyka jest wspaniała, ale koniec końców to tylko sekwencje Asan. Nie ma w nich nic z natury duchowej, nic uświęconego. Dla większości uczniów pilnowanie się tradycji (czymkolwiek ona jest) i podążanie za standardami jest przez pewien czas prawdziwie wynagradzające i całkowicie odpowiednie. Ale nie dla wszystkich, a już na pewno nie na zawsze.
Ashtanga Vinyasa Yoga wydaje się być systemem stosunkowo nowym, mimo pewnych głosów przeciwnych. Poza oczywistym faktem, że sekwencje zostały na przestrzeni lat zmienione przez Pattabhi Joisa (zwykle na lepsze, moim zdaniem), na podstawie wszystkich dostępnych obecnie dowodów wydaje się oczywiste, że prof. T. Krishnamacharya (nauczyciel K. P. Joisa) wynalazł system podczas swoich lat spędzonych w Mysore Yoga Palace, nie mniej pod wpływem tradycji Zachodniej Gimnastyki. Uważam to za inspirujące. Połączył koncepcje z własnego, tradycyjnego podłoża i stworzył coś nowego, żywego i użytecznego dla ludzi na całym świecie.
Dopiero teraz widujemy zaangażowanych praktyków Asztangawinjasy ćwicząch tak od ponad 20 czy 30 lat. Dowody na to, że ona rzeczywiście działa, szczególnie w dłuższej perspektywie, wciąż się wyłaniają. Interesujące, że jednym z powszechnych przyczyn zaprzestania praktyki Asztangi jest to, że stosowana zbyt rygorystycznie staje się niepotrzebnie zbyt trudna i często szkodliwa. Trochę otwartości w kierunku eksperymentowania, a oryginalny pomysł Ashtanga Yoga Research Institute z Majsuru wciąż powinien znajdować zastosowanie u wszystkich nauczycieli i uczniów.
Źródło: “The Evolution of Ashtanga Yoga”
c. d. n.