Przyznaję, jestem nauczycielem jogi komercyjnej. Z wyboru? Chciałbym napisać, że nie, że z konieczności, ale… tak! Z wyboru wygodnictwa cywilizacyjnego życia. Może kiedyś zaszyję się w Himalajach, będę mieszkał w szałasie, jadł korzonki i nauczał jogi właściwie. Na razie zaszywam się w centrum miasta, jadam w restauracji, używam laptopa i internetu, więc muszę uczyć jogi tak, żeby klient był zadowolony, bo inaczej nie zarobię nawet na pestki, a szkoła – na czynsz.
Wczoraj na porannym majsorze spotkałem się ze zdziwieniem nowej osoby: “Myślałam, że będą normalne zajęcia”. Ha! No właśnie – jakie są “normalne zajęcia” jogi w powszechnym rozumieniu? Ano takie, gdzie pani/pan instruktor macha nóżką i rączką, a cała sala powtarza na jej/jego komendę. Majsor odbiega od tego wyobrażenia. Ma bardziej indywidualny charakter, wymaga wzięcia większej odpowiedzialności za własną praktykę. Niektórych to zniechęca…
Dzisiaj dzięki fanpejdżowi AshtangaYoga.pl trafiłem na tekst, z którego pozwolę sobie zacytować 2 fragmenty:
(…) i wydaje mu się, że jak będzie się dostatecznie pocił na tzw. macie to może coś się kiedyś wydarzy. Dodatkowo człowiek zachodni jest przyzwyczajony do konkretu – (…) dajcie mi serie asan, zestawy, warsztaty (…) No to mu dają. Ma zestawy od prostych do bardziej skomplikowanych aby ta “robota” zbyt łatwo “nie poszła” i aby mógł powiedzieć, że się ciężko narobił oraz aby poczuł dumę z tej ciężkiej roboty, którą wykonał. Dlatego właśnie joga na zachodzie jest głównie rozumiana jako serie czy zestawy asan i jako różne metody ich wykonywania.
(…) Liczba asan w większości klasycznych tekstów hatha-jogicznych zawierających asany, wynosi 12 czy 32 – mówiąc inaczej bardzo mało – Wyobraźcie sobie, że ktoś otworzyłby szkołę jogi i nauczał tylko 12 prostych asan. Ilu miałby chętnych? Ile czasu ci chętni uczyliby się tak małej ilości asan? Kto by uwierzył, że większej ilości asan dla celów jogi nie potrzeba?
Odnośnik do oryginału: Joga tradycyjna, pół-tradycyjna i komercyjna…
🙁 To smutne