Bilet Podróżnika TLK: 74 zł
Wejście na zajęcia jogi: 50 zł
Zupa i sok po praktyce: 20 zł
Spotkanie z Basią: bezcenne.
Są rzeczy, których kupić nie można. Za pozostałe zapłaciłem kartą *Card bądź gotówką.
…
Pociąg nocny do Wrocławia, przejście przez budzące się do życia miasto o godzinie 7 w Sobotę Wielkanocną, wejście do ulubionej Akademii na ulicy Ruskiej. Formalności, przebieralnia, biorę matę z szafy, otwieram drzwi do Średniej Sali. Tam już od pół godziny trwa praktyka majsor. Kilkanaście osób, wiele znajomych twarzy.
No i ona – Basia Lipska (teraz dodatkowo Larsen). Cieszę się na sam widok. Przywitanie po wielu miesiącach, rozwijam matę. Teraz cieszę się podwójnie, bo zaczynają się oddechy, asany, winjasy i… jej głos z różnych zakątków sali.
“Dzisiaj cała Druga Seria?” – pyta. Oczy mi się świecą, bo na to właśnie po cichu liczyłem. “Z przyjemnością” – odpowiadam – “Jeśli pomożesz”. Oczywiście pomogła (od tamtej pory Pincha Mayurasana będzie mi się śnić po nocach, dopóki nie znajdę klucza do jej wykonania). Zresztą Drugą Serię praktykowała na tych zajęciach znakomita większość uczniów. Dobrze jest być w otoczeniu, które wspiera, rozwija i motywuje, by sięgać, gdzie wzrok nie sięga 🙂
Gdzieś w połowie czasu, zaplątany w Marićziasanie, skręcam się i próbuję oddychać, a ona pyta, czy pociągiem przyjechałem. “Tak, pociągiem” i uśmiecham się sam do siebie, bo…
Przypominają mi się pierwsze lata fascynacji jej osobą. Od pierwszego razu we wrocławskim Centrum Sztuk Walki na Grabiszyńskiej (maj ‘2005) jeździłem wszędzie tam, gdzie zawitała. Basia we Wrocławiu – Michałek bierze urlop i jedzie, Basia w Krakowie – on za nią. Poznań, Łódź, Warszawa (na miejscu najlepiej) – to samo. Przez 7 kolejnych lat, czasem 2-3 razy w roku. Miejsca tylko w Polsce, bo wydawało mi się wtedy, że mnie nie stać na wyjazdy zagraniczne. Jedne pobyty długie, 10-, 14-dniowe, z noclegiem na sali gimnastycznej w towarzystwie innych przyjezdnych. Inne krótsze, weekendowe, oraz wszystkie “jednorazówki” – bez namysłu, spontaniczne, 7 godzin podróży w jedną stronę, 2 godziny praktyki i 7 godzin podróży powrotnej, jak ten sprzed dwóch tygodni. A wszystko po to, by u niej poćwiczyć.
Co mnie tak do niej przyciąga? Ta jej jasna energia, jej łagodna, przystępna osobowość, jej intuicja i mądrość ukryta pod infantylnym sposobem bycia i komunikacji (“rączki wyżej, nóżki razem”) oraz to, że przekraczała schematy, ucząc mnie rzeczy, do których wg wykładni nauczania “tradycyjnego” nie byłem gotów (typowe przykłady: Druga Seria przed wstawaniem z mostka, stanie na rękach przed chwyceniem za pięty w Kapotasanie).
Podczas, gdy ona poprawiała mnie w pozycjach, ja ją – w polskiej mowie (oczywiście z przymrużeniem oka, ale starała się ;-)). Po licznych próbach z mojej strony, od “łokiety do sufita”, przez “łokiecie” i “łokcie” po drodze, pamiętała już, że wymawiamy “łokcie do sufitu”. Dziś już tego nie robię. Przecież podoba mi się, kiedy mówi, że ktoś “zapomniał imienia pozy”. W tym cały jej urok 🙂
…
Różne są pomysły na cechy dobrego nauczyciela jogi. Wiele z nich zostało spisanych, można je znaleźć w internecie. Też zdążyłem sobie wykształcić pogląd. Może kiedyś go tu podam, tak jak zrobiłem to z wizją idealnego studia jogi.
Ostatnio trafiłem na artykuł “What Makes a Good Teacher” (“Co tworzy dobrego nauczyciela”). Autorka pisze o tym, że przemierzała cały kraj w ślad za swoimi ulubionymi nauczycielami. Wymienia przy tym wszystkie ich “ludzkie” cechy, m. in. dystans do siebie samych, umiejętność przyznawania się do błędów, wykazywanie zainteresowania problemami uczniów, zapamiętywanie ich imion. One dobrze określają moją nauczycielkę. Dlatego… nie ma jak u Basi 🙂