( Napisałem to zanim zrozumiałem coś więcej, ale i tak postanowiłem opublikować. )
Czym różni się joga od fitnesu? Proste: systematycznością.
Jeśli 2 razy w tygodniu przychodzisz powyginać ciało na winjasie, to masz fitness. Jeśli 3 razy – też masz fitness. Fitness albo inaczej mówiąc – gimnastykę. Owszem, spalisz tłuszcz, poprawisz wydolność, rozciągniesz się, wzmocnisz, może nauczysz się lepiej skupiać. To wszystko.
Joga idzie dalej. Efektem są głębokie zmiany zachodzące w systemie nerwowym, a co za tym idzie – w umyśle. Te zmiany należy utrwalać, kultywować, pielęgnować. Regularnie, często powtarzać nowe wzorce. Inaczej cofają się.
Praktyka jogi rozpoczyna się w momencie jej ugruntowania, ustabilizowania na poziomie 5 razy w tygodniu, bez względu na okoliczności przyrody. Dopóki nie stanie się rutyną, jak mycie zębów, będzie zabawą. I nic w tym złego – zabawa jest konieczna by żyć zdrowo i szczęśliwie :-). Gdyby jednak ludzie myli zęby raz na 2 dni, dentyści mieliby nie po jednej, lecz po 3 wille, z helikopterem na dachu, w prestiżowej dzielnicy.
Powodów do unikania ćwiczeń jest mnóstwo: boli głowa, boli noga, nie ma czasu, nie ma pieniędzy, pies zjadł karnet… cokolwiek. Każdy powód jest równie dobry, a sprytna podświadomość spowoduje, żeby któryś się pojawił.
Z tej perspektywy patrząc, w żadnym ze swoich miejsc pracy nie prowadzę jeszcze zajęć jogi. Napisy “asztanga” i “joga” w grafikach są na wyrost i nie oszukuję siebie ani osób ćwiczących, że jest inaczej.
Fitneskluby nie rokują nadziei na zmianę tego stanu rzeczy. Po pierwsze z powodu “rzadkiego” grafiku. Nie ma szans przyjść codziennie na jogę, bo nie ma codziennie jogi. Po drugie z powodu otwartości grup. Zajęcia są dostępne dla wszystkich, czyli siłą rzeczy są to zajęcia dla wiecznie początkujących. Osoby, które chcą się rozwijać, i tak prędzej czy później trafiają do szkół jogi. Tam znajdą zajęcia, na których nauczyciel nie musi powtarzać podstaw. Jeśli któremuś fitnesklubowi udało się zbudować grupę zaawansowaną jogi, to chętnie się dowiem jak i po ilu latach 😉
Znacznie lepiej sytuacja wygląda w Samadhi Joga. Tutaj zajęcia mamy częściej i, co bardzo ważne – o poranku! Teraz już tylko samodyscyplina uczniów determinuje ciągłość, rozwój, postęp i możliwość wyodrębnienia w przyszłości zajęć w stylu mysore, o które przecież tak naprawdę chodzi. One dopiero pozwalają wypłynąć na szerokie wody praktyki asztangajogi.
Oczywiście różnic między jogą a innymi rodzajami ćwiczeń jest więcej. Opisałem tę jedną, gdyż akurat taka refleksja mnie naszła i poczułem istotność tematu wartą podzielenia się.
Witam,
Szkoda, że w wielu szkołach jogi jest jak fitness klubach ciągle jest się na etapie początkującym bo cały tydzień jest albo Vinjasa albo 1-o godzinna Ashtanga a dopiero w weekend pojawia się PSP .
Proszę spojrzeć na grafiki zajęć …
Więc proszę mi powiedzieć jak przejść do mysore?.
Ja mam dyskofort, że nie mogę wejść na wyższy poziom.
Pozdrawiam
Grzegorz D.
Zgadza się! Grafiki tak wyglądają, bo szkołom jogi nie opłaca się wyodrębniać zajęć dla początkujących. Tworzone są więc grupy “ogólne”, żeby nie wykluczać osób, które mają już trochę pojęcia o praktyce. A jak ogólne grupy, to i zajęcia hurtowe – jednakowe dla wszystkich.
Dla kogoś, kto chce się rozwijać, wyjście z tej sytuacji jest proste: przyjść od razu na mysore + być cierpliwym, wytrwałym i systematycznym.
W Samadhi Joga poranne zajęcia nazywają się “Ashtanga”, ale de facto prowadzę je w stylu mysore. Na jednej sali osoby kompletnie początkujące ćwiczą z tymi, które są gotowe rozpocząć Drugą Serię. Taka rozbieżność poziomów zaawansowania wymaga ode mnie podejścia indywidualnego.
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam na Żurawią 22 🙂
Michał.Q