Taką wiadomość dostałem w piątek od swojej uczennicy:
Nie wiem czy to Cię interesuje, ale mam ochotę podzielić się z Tobą tym czym joga dla mnie jest. Bo wbrew temu co mówiłam to nie jest sport 🙂
Pewnie nie przejdę do wyższego poziomu i bardzo pomału będę widzieć efekty, ale to żaden zawód, ponieważ joga daje mi:
- mogę pracować przy komp. po 10h i nic mnie nie boli
- miałam problemy w kręgosłupem, pani doktor zabroniła mi ćwiczyć jogę, nie posłuchałam jej i dzięki temu kręgosłup mnie nie boli 🙂
- mam wyciszenie w normalnym życiu
- skupienie się do wewnątrz i dokonywanie właściwych wyborów
- mam regularny oddech, który mnie uspokaja w ciągu dnia czy w stresujących sytuacjach
- nawróciłam na jogę parę osób 🙂
… i jasne, że fajnie ćwiczyć w ładnym miejscu, ale dla mnie jednak joga to nie jest to co dzieje się na zewnątrz. Joga zaczyna się wewnątrz ciała, a wszelkie niekomfortowe warunki to tylko dodatkowe ćwiczenie na skupienie swojej uwagi do środka. 🙂
Dziękuję, Aga! Zrobiło mi się bardzo miło, kiedy to przeczytałem. A zważywszy na kontekst, nawet bardziej niż bardzo.
Jaki był kontekst? Dzień wcześniej w klubie u Rysia próbowałem namówić grupę do przyjścia na zajęcia Basi Lipskiej. Próba ta nie spotkała się z entuzjazmem odbiorców. Pojawiły się pytania, a przy kluczowym “o której godzinie?” i odpowiedzi, że o siódmej, zobaczyłem ogólne zniechęcenie. No i we mnie wtedy też wszystko opadło. “Jak to? Przecież to najlepsza pora na praktykę, na dodatek w doborowym miejscu, towarzystwie i pod fachową opieką!” – pomyślałem.
“Jak chcecie” – powiedziałem – “Zostawiam wydruki planu. Macie okazję, żeby wyrwać się z grajdołka Rickarda i klubów fitness do świata prawdziwej jogi” (wiem, że czasem przesadzam w słowach, ale właśnie tak to czuję jak mówię).
Basia uczyła się od Gurudżiego. Ona wnosi na salę cząstkę tamtej energii, atmosfery Mysore. To jest przekaz już z drugiej ręki. Ja nie byłem w Indiach. Uczyłem się od niej. Mój przekaz jest dopiero z trzeciej ręki. Zawsze zachęcam swoich uczniów do wzięcia udziału w jej warsztatach. Na razie z marnym skutkiem, ale nie zrażam się.
Z drugiej strony, myślę, że słowa Agnieszki były mi potrzebne. Sprowadziły mnie na ziemię. Były reakcją na moją reakcję na ich (grupy) reakcję. Przypomniały mi, że każdy ma swoją motywację, motywacje bywają różne, a wszystkie są słuszne i każdej należy się szacunek.