“Panie docencie, to jest własność nie szejka Kuwejtu, tylko nasza. Nie szkoda Panu tego niszczyć?”
Tymi słowami zwrócił się do fajnego chłopaka w pociągu starszy pan, pokazując na but oparty o grzejnik.
“Szkoda.” – odparł krótko chłopak. Zdjął nogę z grzejnika i postawił na podłodze.
Ciekawe, że akurat do niego trafiła ta uwaga. Przestępczość czynu była doprawdy znikoma, żadnego niszczenia, a chłopak ten miał całkiem niezłą świadomość mienia publicznego. Jeśli pan chciał go zawstydzić w obecności innych pasażerów, to częściowo odniósł sukces. Oczywiście chłopak mógłby się postawić, protestować, rozpocząć dyskusję. Tak jak większość młodych niepokornych czyni w podobnej sytuacji. Albo przynajmniej oburzyć się, wkurzyć, zadrwić. Zamiast tego postanowił przyjąć od losu dar.
Całe zdarzenie miało miejsce 25 kwietnia 2012 w pociągu SKM linii S9 relacji Legionowo->Warszawa Gdańska.
Tak się składa, że to ja byłem tamtym chłopakiem. Dziękuję starszemu panu. Nie za lekcję dobrych manier, bo następnym razem pewnie znowu postawię stopę na grzejniku dla wygody, ale za samo doświadczenie. Za umożliwienie mi obserwowania emocji, jakie się wtedy pojawiły. Za jego czynną postawę wobec potencjalnego marnotrawstwa wspólnego dobra. Za to, że miał rację i za sposób, w tę rację wyraził (“Panie docencie (…) własność szejka Kuwejtu (…)” – uprzejmie, dosadnie i z humorem”). Za to też, że dwie osoby mogą mieć jednocześnie rację, nawet przy różnych zdaniach, bez konieczności przekonywania drugiej strony.